Wraz z koniem co był mi bratem przemierzałem przestrzenie niczym wiatr po stepach euro-azji. Dla samej tylko potrzeby ich przemierzania. Cóż można chcieć więcej od życia? Wiedząc, że to tylko kwestia czasu a nasza gwiazda pochłonie tą cudowną planetę na której żyjemy. A wraz z tym to wszystko co tu się wydarzyło i kiedykolwiek wydaży. To wszystko co wydawało się ważne.
Więc wtedy, tam na stepach odczuwałem radość spełnienia. Jedno tylko zaprzątało mi głowę.
Miasta…
Świat dla mnie niezrozumiały. Nie odgadnięty. A jednak przyciągający mnie do siebie swoją magiczną otoczką. Przysiadywałem czasem na skraju miast. Zastanawiając się jak tam jest. Świat pieniędzy. Posiadania dóbr wszelakich. Otaczać się zewsząd nimi. A ja? Wiatr zamknięty w butelce przestaje być wiatrem. Dla tego co przemierza stepy jedynie ze swym bratem koniem, każda dodatkowa rzecz staje się obciążeniem. Dlatego wrkaczając do świata miast byłbym tam biedakiem. A jednak ten świat wydawał mi się taki interesujący.
Budzik zadzwonił. Obudziłem się, bo czas było wstawać do szkoły.
To był tylko sen…